Wspomnienia - Marek Grzymowicz
- 50latski
- 20 lis 2015
- 3 minut(y) czytania
Marek Grzymowicz 1987 -1982
wiceprzewodniczący SKI UAM , wiceprzewodniczący MURSKI
SKI - To wspomnienie ,to kwintescencja młodości, coś co zostało w człowieku na całe życie. Ot tak na pstryk palcami miało się całą pakę przyjaciół z którymi przeżywało się same dobre chwile. Rajdy po których gardło bolało od śpiewu.
Ach co za rajd to był!
Człowiek wiedział że żył
gdy poprzez pola lasy plecak niósł .
Dziewczyny się śmiały że nasz jest świat cały
na butach mamy wszystkich ścieżek kurz!
Tak było, tak było! W uszach mam dźwięczny głos Mireczki która była naszym niekwestionowanym wodzirejem zapiewajłą i jej przekomarzania, szczególnie z Krzysztofem i Brajanem. Rajdy grzeczne raczej po harcersku. Po rajdach spotkanie gdzieś w akademiku i fascynujące rozmowy. Na przykład z fizykami o naturze antymaterii , z ekonomistami o związkach ich działki z socjologią, czy też rozmowy o problemach psychologii z . Z Leszkiem pochłaniały mnie rozmowy o dziejach. On był historykiem naprawdę a ja tylko w głębi duszy. Do biegów na orientację zachęcała nas Danka psychologi pedagog związana z klubem turystycznym Hejszowizna. Doktor Józef Garczarczyk z Murskiego Był dla nas osobą obdarzaną prawdziwym autorytetem. Trzymał nas wszystkich razem a my chętnie go słuchaliśmy. Podobnie pełen humoru Krzysztof Golusda fizyk przewodniczący naszego kręgu, ostoja spokoju ale i zdecydowania gdy było trzeba Politechnicy zazdrościli nam tego że czytamy a my im że są konkretni. Medycy zazdrościli nam czasu - zrzadka pojawiali się na naszych rajdach. AE, UAM i Politechnika były zawsze i na wszystkich imprezach.
Najcieplejsze wspomnienia- - to zimowisko w Kowarach. Pojechaliśmy tam z nadzieją na zimowe szaleństwa, a tu śniegu nie widać nawet na Śnieżce. Szanse na na kulig raczej zerowe. Ot takie zimy jak ostatnio. Aż tu nagle wpada Józef Garczarczyk i wali – Jaroszewicz ogłosił stan klęski żywiołowej w kraju. OOO !. Co się stało do stu piorunów! … Śnieg zasypuje kraj2-3 metrową warstwą! Cha cha cha akurat, przecież tu prawie lato! A potem… Sypało, sypało i sypało aż nas zasypało. Nasi przyjaciele którzy chcieli do nas dojechać na sylwestra utknęli w pociągach. Od jednego z nich słyszałem że ten Sylwester w pociągu przy orkiestrze z magnetofonu na baterie, podróżnych kanapkach i alkoholu jaki kto miał, był najlepszy w jego życiu. Nasz też był niczego sobie.
W niedzielę grupa śmiałków poszła do kościoła. Część wróciła się. Kilka osób doszło mimo śnieżycy, zamieci i mrozu największego jaki przeżyłem w życiu. Czasami szliśmy na wyczucie bo trudno było zgadnąć jak dróżka prowadzi. Po kościele zeszliśmy do baru bo byliśmy przemarznięci do szpiku kości. Po kuflu grzańca i chałwie najlepszej jaką jadłem w życiu szczęśliwie doszliśmy do schroniska.
Pamiętam też spotkanie z pasjonatem i ciekawym człowiekiem który zbierał w okolicy kamienie półszlachetne. Jego oryginalne podejście do problemów estetyki zapadły mi głęboko w serce. Zobaczcie, mówił ,jaki ten kamień jest piękny, odbija się w nim niebo – jest wart ze CZTERY STÓWY! I tak dalej. Pewnego razu jedna z dziewczyn spadła z łóżka –piętrowego. Tak walneło że chyba wszyscy się obudzili . Wiem ale nie powiem która, bo by mnie zabiła wzrokiem przy spotkaniu. Spokojnie –nic się jej nie stało Codziennie odbywał się konkurs ze znajomości tego i owego o przechodnie rogi w którym brylowałem. W pobliżu była nieczynna już kopalnia uranu. Nie udało nam się jej zwiedzić. Może i dobrze. Nie lubię świecić. I tak sobie mile spędzaliśmy czas. Zimowisko się skończyło a wyjechać i tak nie było można. Pociągi nie chodziły przez kilka dni. Taki klimat. Żarcie się skończyło, zaopatrzenie nie działało, więc jedliśmy co było – cały czas w dobrych humorach. Pod dostatkiem mieliśmy kompotów truskawkowych.
Jednym z większych przedsięwzięć kręgu było wydanie naszego śpiewnika. Czasy były ciężkie (jakaś wojna się zbliżała czy coś w tym rodzaju) . Dostęp do drukarki powielacza i pieniędzy wielce utrudniony. Rektor wydał zgodę i udało się. Nie wiadomo dlaczego naszą sztandarową piosenką były przedszkolne Jagódki. Wnuczce - 2 lata też się podobają - szczególnie fragment o murzynach. Niestety wyprowadziłem się dość daleko od Poznania. Kontakty się pourywały ale gdy nadeszła stosowna potrzeba przewodniczący Krzysztof nie żałując swego czasu – pomógł w życiowej sprawie. Więzy przyjaźni działają nadal. Wielkie dzięki dla ekonomistów, inicjatorów spotkania że im się chciało i że możemy się spotkać.
Marek Kilka zdjęć z przesłanych przez dh. Marka. Reszta będzie dostępna do wglądu na spotkaniu lub dla zainteresowanych.
Comentários